Boże
Narodzenie. Nikomu chyba nie trzeba przedstawiać tego święta. To niezwykle
przyjemne, że samo brzmienie tych słów przywodzi na myśl skojarzenia z ciepłem,
rodzinną atmosferą, tym co piękne i dobre.
W grudniowym czasie pełnym przygotowań, lekkiego szaleństwa oraz szczypty mniej lub bardziej dającego się we znaki zdenerwowania, spowodowanego tym, że ciasto nie wyrosło, przypaliła się kapusta, a światełka na choince coś przygasają, staramy się skupiać na chwili obecnej. To co jest teraz lub to, do czego ma dojść niebawem staje się priorytetem i zajmuje nasze myśli niemalże przez cały miesiąc, lecz mimo zabiegania, warto przystanąć na moment, by wspomnieć tych, niegdyś najbliższych, którzy tym razem nie zasiądą za nami przy wigilijnym stole. Od wspominania zmarłych, jest święto zmarłych - to możecie sobie pomyśleć czytając ów przydługi, blogmasowy wstęp. W uważam jednak, że każdy czas jest dobry, by powspominać, dlatego dziś przychodzę do Was z tym niezwykle ważnym i wyjątkowym dla mnie wpisem.
![]() |
Klaudia Czerwińska |
To będą pierwsze takie święta. Nie twierdzę, że mniej magiczne, gorsze, broń
Boże. Po prostu zupełnie inne.
Do
umycia mam około dwudziestu filiżanek, a każda z nich utwierdza mnie w
przekonaniu, że za nic w świecie nie chcę niczego kolekcjonować. Porcelanowe
spodki przekrzykują się dźwięcznie, jakby chciały mi podpowiedzieć, do której
filiżanki pasują, z którego miejsca zostały zabrane. Ta bliżej telewizora, ta
przy ramie obrazu, z lewej, z prawej, mniejsze z przodu – większe z tyłu,
przestrzeń adekwatna do rozmiaru. Lekko poza serwetką, na serwetce, źle.
Pomarańczowa zasłania dekoder – nie da się przełączać kanałów z kanapy, a święta
bez telewizora przecież nie mogą istnieć. Skąd będę wiedziała, że mogę już
zacząć jeść barszcz? Czterdzieści dwie minuty – tyle średnio zajmuje mi mycie,
układanie i przekładanie filiżanek. Tak, mierzę czas, bo szczerze nie cierpię tego
rytuału. Całe szczęście, święta są tylko dwa razy w roku. Nie, żeby mama nie
pucowała kolekcji częściej, po prostu w tym magicznym okresie, wątpliwy zaszczyt
z niewiadomych przyczyn przypada mnie. Coś jest nie tak. Jeszcze o tym nie
wiem, bo jeszcze nie spojrzałam do miski, w której suszyłam nieszczęsne spodki.
Zerkam. Teraz już wiem i Bóg jeden wie (albo raczej czort), gdzie się podział
cholerny porcelanowy talerzyk, taki w srebrne kwiaty, z napisem „Made in
Poland” na odwrocie. Jak kamień w wodę, talerz w wodę, przepadł. Był, a teraz znikł i uporczywie
go nie ma – jak pisała poetka. Smutną, samotną filiżankę, która się ostała,
albo raczej ocalała, bo nie znikła – a przecież mogła razem z talerzykiem runąć
z wieży, którą wcześniej poukładałam w misce licząc na to, że doniosę wszystkie
w całości do kąpieli i z powrotem. Ale nie dziwię się filiżance, że się nie
rzuciła z mojego Mount Everest w skali jeden do iluś tam. Talerzyk też przecież
nie runął, więc czemu ona miałaby iść w przepaść samotnie? Bo wiadomo, jakby on
poszedł, to też by poszła, a tak to – bez sensu. Szkoda. Gdyby tylko spadł, to można byłoby posklejać jakoś, a teraz co tu sklejać, jak
niczego nie ma. Ni krzty, ni odłamka. I próbuję podmienić na jakiś inny.
Porcelanowy, tylko biały, bez kwiatów, ale to tak nieładnie. Kompozycja się nie
zgadza – no i liczba talerzyków, i tak ogólnie czegoś tu brakuje. Konkluzja –
bez niego jest brzydko.
Ale
z czasem będzie ładniej. Wzrok się przyzwyczai, na przód wystawi się te
kompletne i będzie całkiem dobrze. Goście nie przyuważą pustki, tylko stali
domownicy będą pamiętać, miejmy nadzieję, że nie jedynie od święta, że coś tam
kiedyś było inaczej.
Przepiękny i niezwykle wzruszający wpis.
OdpowiedzUsuńChoć wzrok się przyzwyczai, nasza pamięć jest bezcenna.
Pozdrawiam serdecznie!
Bardzo piękna historia i pełna emocji. Czasem tak bywa, że w Święta nie jest tak, jak do końca powinno.
OdpowiedzUsuńBardzo wzruszający wpis. Zobaczyłam Twojego bloga przypadkowo, ale naprawdę przypadł mi do gustu i zostanę tutaj na stałe. Daję obserwację i czekam na kolejne wpisy.
OdpowiedzUsuńMój blog
Ja tez w tym roku będę mieć pierwsze święta bez dziadka. Odczuwam jak przenośnią ujęłaś tą inność. Nikt nie zauważy braku tego ‚talerzyka’ tylko i aż domownicy...
OdpowiedzUsuńJak przeczytałam Twój post to bardzo się wzruszyłam. Niestety rodzimy się by żyć, żyjemy by umierać.
OdpowiedzUsuńPomimo wsyztskiego życzę Ci Wesołych Świąt ;)
Niesamowicie wzruszający wpis. Ja nie miałam tyle szczęścia aby poznać dziadka, ani od mamy ani od taty strony. Mimo wszystko Wesołych Świąt!
OdpowiedzUsuńrozumiem doskonale..
OdpowiedzUsuńhi! what software do you use to edit your photos?
OdpowiedzUsuńWow
OdpowiedzUsuń